Nikt nie wiedział co robić. Najlepszym pomysłem wydawało się biec w stronę zamku. Wszyscy w panice potrącali ludzi, by jak najszybciej wydostać się ze stadionu. Można to porównać do rzezi, w której każdy próbuje wydostać się z pola bitwy, nie zwracając najmniejszej uwagi na innych.
Tak w każdym bądź razie uważała Lily. Była tak samo przerażona jak wszyscy, jednak ktoś gdzieś jej mówił, że trzeba pomóc wszystkim, w końcu była prefektem, a to chcąc nie chcąc do czegoś zobowiązuje.
Kiedy
wreszcie wzięła kilka głębokich oddechów, rozejrzała się wokół
siebie. Panował chaos. Lily chciała jakoś temu zapobiec, zrobić
coś, by każdy dotarł do zamku bezpiecznie. Jednak stała na
trybunach, popychana przez mijających ją uczniów, i nie wiedziała
co ma robić. Najbardziej sensownym rozwiązaniem było dać się
ponieść fali i biec do zamku.
Panna
Evans jednak wciąż stała w tym samym miejscu patrząc obojętnym,
oddalonym wzrokiem. Chciała zrobić tyle rzeczy, ale nie była
wstanie nawet się ruszyć.
Krzyki
przerażenia rozbrzmiewały coraz głośniej. Ci co zostali
stratowani przez innych, próbowali teraz wstać i iść dalej.
Towarzyszył temu nieustający jęk, niczym w piekle. Przerażenie i
chęć ucieczki mieszało się z bólem i rozpaczą.
Lily
w końcu się przemogła i wolnym biegiem ruszyła do zamku.
Wmieszała się w tłum uczniów. Zawsze wydawało jej się, że zna
każdego w Hogwarcie, teraz szła wśród ludzi, których
teoretycznie zna, nawet nie rozpoznając ich twarzy.
- Lily!
Tu jesteś! Wszyscy cię szukamy! - echem, gdzieś obok jej głowy
odezwał się krzyk.
Nie
zrozumiała wszystkich słów, ale wyraźnie słyszała swoje imię,
więc ruszyła w tamtym kierunku. Kiedy ujrzała Dorcas, stojącą
wraz z Syriuszem, Jamesem i Ann, rzuciła się jej na szyję. Nie
chciała płakać, ale łzy mimowolnie ciekły jej z oczu.
- Co się stało? - zapytała po kilku minutach.
- Nie wiemy. Wszyscy stoją i czekają. Rozsiała się niezła panika. Chodzą pogłoski, że to Śmierciożercy, ale ja to bym w to nie wierzył - odpowiedział James.
- Co się stało? - zapytała po kilku minutach.
- Nie wiemy. Wszyscy stoją i czekają. Rozsiała się niezła panika. Chodzą pogłoski, że to Śmierciożercy, ale ja to bym w to nie wierzył - odpowiedział James.
Lily trochę się rozluźniła, słysząc te słowa. Przysiadła na schodach, oparła się o barierkę i przymknęła oczy.
- Na prawdę sądzisz, że to nie Śmierciożercy? - zapytał ironicznie Syriusz.
- Nie zauważyłeś w jakim ona jest stanie. Co miałem jej powiedzieć? Słuchaj, na Hogwart chyba napadli słudzy Voldemorta, mogą nas zabić, ale nie martw się. Syriusz, pomyśl trochę zanim coś powiesz - odwarknął mu w odpowiedzi Potter
- Zawszę myślę, ale ty chyba niekoniecznie. Ja na prawdę nie wiem co ty w niej widzisz. Ona nie ma nawet krztyny odwagi. Gdyby miała do wyboru swoje życie a kogoś z nas, na pewno pozwoliła by nam zginąć.
- Nie mów tak, Syriusz. Nie wiesz nawet co ty byś zrobił w takiej sytuacji więc nie oceniaj innych!
- Czy wy się nie możecie wreszcie zamknąć? - warknęła Dorcas, patrząc krytycznie na obu panów - Musimy jeszcze znaleźć Remusa i Petera.
- Dobra, to kto zostanie z nią? - Black wskazał na Lily siedzącą na schodach.
- Ja zostanę, a wy idźcie ich szukać - odpowiedziała Ann, siadając obok
Przepraszam, jakkolwiek głupio to brzmi.
rudowłosej - Nie
przejmuj się Syriuszem, on tak ma, mówi coś bez zastanowienia –
powiedziała, kiedy reszta już się oddaliła.
- Dzięki, ale myślę,
że tym razem ma rację – westchnęła
Nigdy nie przepadała
za Łapą, jednak teraz strasznie nie podobał jej się fakt, że
chłopak jej nie lubi. To trochę dziwne, że przejmujesz się opinią
osoby na której Ci nie zależy, ale Lily miała przeczucie, że
Syriusz potrafi zajrzeć w głąb, jakkolwiek to brzmi, wierzyła, że
Black ma rację i strasznie się tego bała.
- Co wy tu robicie!
Natychmiast macie iść do Wielkiej Sali – krzyknęła profesor
McGonagall, przebiegając obok dziewczyn.
Obie się zaśmiały,
widząc profesorkę biegającą z wielką zadyszką, jednak po chwili
uspokoiły się, przypominając sobie o obecnej sytuacji.
Szybkim marszem ruszyły
w stronę Wielkiej Sali.
- Reszta, pewnie już
tam jest – powiedziała Ann.
Lily pokiwała głową.
Miała nadzieje, że są tam. Nie była pewna czy poradziłaby sobie
z tym, że komukolwiek mogło się coś stać.
W Wielkiej Sali panował
wieli chaos. Wszyscy się przekrzykiwali, więc porozumienie się, w
tym gwarze, graniczyło z cudem. Gryfonki miejsce na jednej z ławek.
Siedziały wpatrując się ludzi.
- Proszę o ciszę –
przez hałas, przebił się głośny głos dyrektora.
Natychmiast zapanowała
cisza. Każdy wyczekiwał co powie profesor, jak wyjaśni zaistniałą
sytuacje.
- Bardzo mi przykro z
powodu przerwanego meczu. Jednak miałem poważne powody by zwołać
was wszystkich tutaj. Hogsmeade została zaatakowana.
Wszyscy wstrzymali
oddech.
- Jednak nie przez tego
kogo macie na myśli - kontynuował – Wioskę zaatakowali mugole.
Zastrzelili kilka osób z broni palnej, można powiedzieć, że jest
to taki ich rodzaj różdżek. Musiałem przerwać, mecz, gdyż było
prawdopodobieństwo, że ludzi poza magiczni dotrą tutaj, a nie
sądzę by zareagowali dobrze na latające miotły. Ministerstwo już
zajmuje się wyjaśnieniem tej sprawy. Mam nadzieje, że do jutra
wszystko się rozwiąże, tymczasem proszę wszystkich o
nieopuszczanie zamku. Możecie się rozejść.
Dumbledore skończył
przemawiać, jednak w sali nadal panowała cisza. Nie było ani
jednej osoby, która nie byłaby zdziwiona całą sytuacją.
- Mugole? Myślimy o tym
by pokonać Voldemorta, a kształcimy śmierciożerców i boimy się
mugoli – powiedział Syriusz, który ni stad ni zowąd pojawił
się koło nas.
- Kształcimy
śmierciożerców? Nie przesadzasz? - zapytała Lily
- A twój przyjaciel?
Każdy wie co zrobił, a jednak nadal jest w tej szkole. Chyba nie
zaprzeczysz?
- Po pierwsze to nie
jest mój przyjaciel. Już nie jest. A po drugie, Dumbledore
widocznie miał swoje powody by go nie wyrzucać.
- Tak, powody. Już to
widzę, może wielki Dumbledore po prostu boi się Voldemorta.
- Syriusz! Przegiąłeś - wtrącił James.
- Ja? - oburzył się Syriusz - Ja tylko mówię prawdę.
- Jesteś wkurzony i
ponoszą cię emocje, a to znaczy, że nie mówisz tego co myślisz,
więc proponuje byś się po prostu zamknął - odpowiedział rzeczowym tonem Potter.
Black rzucił wściekłe
spojrzenie Rogaczowi i ruszył w stronę drzwi. Po drodze warknął na kilka dzieciaków,
które obdarzył go pełnym przerażenia spojrzeniem.
- Nie
mam pojęcia co się z nim ostatnio dzieje – westchnął James,
siadając na ławce.
Zmierzwił
sobie włosy i oparł twarz na ręce.
- Nie
przejmuj się. Nic mu nie będzie – odparła Dorcas, próbując go
pocieszyć
- Wiem,
ale to jednak mój najlepszy przyjaciel.
Czarna
spojrzała na niego ze współczuciem. Nikt nie wiedział jak go
pocieszyć. Najlepszym rozwiązaniem było zostawić go samego.
- Wszystko
będzie dobrze. Kiedyś mu przejdzie, to zawsze przechodzi –
stwierdziła Lily – Włącz pozytywne myślenie – poklepała go
po ramieniu i odeszła wraz zresztą.
- Lily!
- krzyknął za nią Rogacz.
Odwróciła
się i spojrzała prosto w jego orzechowe oczy.
- Dziękuje
– wypowiedział bezgłośnie i lekko się uśmiechnął.
Ruda
odwzajemniła uśmiech.
Przepraszam, jakkolwiek głupio to brzmi.
Nie mam ostatnio na nic czasu i to konkretnie. W tygodniu na komputerze siedzę góra pół godziny, a i tak się z niczym nie wyrabiam.
Rozdział 8 od listopada miałam napisany do połowy i nie miała go czasu dokończyć. Dzisiaj się trochę ogarnęłam i napisałam. Sądzę iż nie jest najlepszy, bo miało być trochę inaczej. Trochę jestem na siebie zła za kłótnie, ale lubię takiego Syriusza ;D
Kolejny rozdział postaram się dodać pod koniec stycznia albo na początku lutego, wiecie ferie, więc myślę że znajdę trochę czasu by go napisać, zwłaszcza, że ostatnio sobie rozpisałam wszystko konkretnie i wiem co kiedy będzie ;>.
Kurczaki ja na prawdę wierzę, że uda mi się doprowadzić tego bloga do końca. Trzymajcie za mnie kciuki ;)
No cóóż. Pozdrawiam was bardzo serdecznie ;*
I mam nadzieje, że wybaczycie mi tą troszkę długą przerwę.
Przeczytałam komentuje jako pierwsza fajnie. Lecz bardzo ale to bardzo dziwi mnie zachowanie Lily. Zawsze uważałam ją za nie zwykle dzielną, upartą i dobrą osobę mimo wszystko , która stawia życie innych przed swoje.
OdpowiedzUsuńZachowanie Syrusza w zupełności mnie nie dziwi , sama bym tak sie zachowała , jakby nie patrzeć toczka perfekcyjnej Evans została zerwana, osoba która zawsze świeciła przykładem i od której jakby nie patrzeć wymaga sie wielu różnych zachowani jest po prostu przerażona.
Ciesze się ze wróciłaś i życzę weny
Ooo jaki Syriusz. Widzę, charyzma zawsze na pierwszym miejscu. Wredny, ale szczery. Lubię go. :> Poza tym hahahaah mugole? wtf? Zawsze wiedziałam, że Twoja wyobraźnia jest konkretnie dźgnięta. :D Ale tak, racja, 'think positive'! ;)
OdpowiedzUsuńNo w końcu się doczekałam rozdziału u Ciebie ale warto było.
OdpowiedzUsuńMartwi mnie postawa Syriusza... co się z nim dzieje i czy na pewno wszystko w porządku?
Nie podoba mi się też jego reakcja na Lily... ale z drugiej strony ma chłopak trochę racji.
I ta cała akcja z mugolami...
to było naprawdę coś z czym nie spotkałam się do tej pory.
Jesteś genialna.
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy aby nie tak długo a w wolnej chwili zapraszam na NN u siebie.
Pozdrawiam i życzę weny
[niewolnicy przeznaczenia]
KOCHAAAAAAAAM♥
OdpowiedzUsuńWpadłam przypadkiem i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba. :) Piszesz bardzo płynnie, przyjemnie. Podoba mi się zachowanie Lily w tym rozdziale: jest zwyczajne. Nie robisz z niej superbohaterki, tylko normalną dziewczynę, która ma prawo się bać, panikować, czuć się bezradną. W końcu to tylko nastolatka. Reakcja Syriusza (i Jamesa) bardzo do niego pasująca i również bardzo mi się podoba. Sama akcja z mugolami fajnie pomyślana, chyba mało kto (nikt?) się spodziewał takiego obrotu sprawy.
OdpowiedzUsuńNa pewno jeszcze wpadnę, pozdrawiam i zapraszam (ewentualnie) do siebie: hogwarts-friendship.blogspot.com
Nie no, Syriusz jest wredny. Po prostu wredny i (wybacz!) ale nie lubię go w takim wydaniu. Ktoś powinien go oblać wiadrem zimnej wody, może by mu przeszło (?) Mugole! Ci piekielni mugole! Tylko... jak oni odnaleźli tą wioskę?
OdpowiedzUsuńWiem, że krótko, wiem, że bez sensu, ale od samego rana głowa mnie tak na... boli, że mam wszystkiego dość i nie mam na nic ochoty.
Pozdrawiam!