10 października 2012

05. Jak on mógł to zrobić?

Pisane przy tym
 
"Być ni­kim, ale sobą, w świecie, który ro­bi wszys­tko, co w je­go mo­cy, dniami i no­cami, by zro­bić z ciebie prze­ciętniaka, oz­nacza walkę w naj­cięższej bit­wie w ja­kiej da­ne było wal­czyć ludzkości i która nig­dy się nie skończy."
- Edward Estlin Cummings-


Lily szła pustym korytarzem, jej kroki odbijały się głośnym echem po ścianach. Było po północy, wiedziała że nie powinno jej tu teraz być, a jednak szła teraz na piąte piętro, by poznać prawdę, taką przynajmniej miała nadzieje.
Usłyszała cichy gong, oznaczający, że wybiła pierwsza w nocy. Westchnęła, patrząc na swoje dłonie, które trzęsły się ze strachu. Wzięła głęboki oddech i przeszła trzy razy wzdłuż ściany. Po chwili ujrzała wielkie, drewniane drzwi. Nacisnęła klamkę.
Jej oczom ukazał się przytulny pokój. W ścianie był wykuty i pięknie zdobiony kominek, w którym palił się już dogasający ogień. Przed kominkiem, na miękkim, łososiowym dywanie stały dwa fotele, a pomiędzy nimi stolik z dwiema filiżankami herbaty.
Kiedy podeszła bliżej i usiadła na jednym z foteli, spojrzała na chłopaka zajmującego drugi. W jego oczach dostrzegła bezgraniczny smutek i cierpienie. Nie była wstanie nic powiedzieć, przymknęła lekko zwilżone od łez oczy, przypominając sobię dnie, które spędziła z tym teraz obcym jej człowiekiem.
 - Dlaczego? - zapytała cicho, chcąc zagłuszyć zbyt piękne wspomnienia. 
 - Przepraszam – szepnął, jakby nie dosłyszał pytania, albo nie chciał na nie odpowiedzieć.
Zapadła cisza. Lily ciągle czekała na choć jedno słowo wyjaśnienia, ale było to czekanie na deszcz będąc na pustyni. Męczące i bez rezultatów.
 - Ogień zaraz zgaśnie - powiedziała, ostrożnie dobierając słowa, by zrozumiał. - Nasza przyjaźń, też, zgaśnie ostatecznie.
Zrozumiał. Spojrzał jej w oczy, by móc choć przez chwilę nacieszyć się pięknem jej zielonych tęczówek, które tak kochał.
 - Nie wiem, dlaczego to zrobiłem, dlaczego z nimi jestem, dlaczego stałem się tym kim się stałem. Nie wiem, a niewiedza jest gorsza od tego co zrobiłem... - zamilkł na chwilę, zastanawiając się jak wszystko ubrać w słowa.
Lily czekała, uważnie przyglądając się Severusowi.
 - Ty masz wiecznie łażącego za tobą Pottera, masz przyjaciół... - zaczął powoli. – a ja? Nie mam nikogo, jestem sam w tym okropnym świecie. Wszystko przeżywam w samotności, moje pragnienia, odczucia, miłość.. A oni? Są jacy są, ale dali mi namiastkę przyjaźni, teraz ja jestem im coś winien i nie mogę ich zawieść.. Wiesz, jeśli ktoś ci ufa, zrobisz wszystko by tego zaufania nie zaprzepaścić. 
 - Dlatego musisz się znęcać nad słabszymi? Gdzie się podział ten chłopiec, który mówił że krew nie ma znaczenia. Co się stało z tym chłopcem? Z moi przyjacielem?
Odpowiedziała jej cisza. Severus odwrócił się w stronę płomieni, które ostatkiem sił tańcowały w kominku. Zebrał myśli jakby chcąc coś odpowiedzieć, już otwierał usta, kiedy ostatni płomyczek ognia zamienił się w popiół, a pokój zakrył się ciemnością nocy.
 - Nawet nie spróbowałeś go zatrzymać – szepnęła Lily 
 - Kogo? 
 - Płomienia. - odpowiedziała, podnosząc się z fotela i ruszając w stronę drzwi.
Miała wrażenie że szła przez ten pokój co najmniej rok. Próbowała powstrzymać potok łez, który napłynął jej do oczu, ale nie była w stanie. Będąc już przy drzwiach odwróciła się i szepnęła w otchłań „Żegnaj Sev”. Drzwi po chwili zamknęły się z głuchym łoskotem, a Severus otarł łzy rękawem.
Lily oparła się o chłodną ścianę. Pozwoliła swoim łzom spływać powoli po jej policzkach, jej szloch odbijał się cichym echem po korytarzu. A ona? Trwała w otchłani pełnej smutku, cierpienia i goryczy. Wiedziała, że jej przyjaciel postępuje źle, ale teraz chciała wrócić tam i paść mu w ramiona. Powiedzieć wszystkie te niewymówione myśli, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. Chciała, by wiedział jak bardzo jej na nim zależy, ze jest niezbędnym elementem w tej układance, zwanej życiem.
Nie wróciła. Nadal stała oparta o ścianę, łzy zamoczyły jej bluzkę, lecz nie przestawała szlochać. Kiedy tracimy coś cennego, musimy wypłakać to na swój sposób, jedni nie uronią żadnej łzy, a inni cały potok, to właśnie jest paranoja życia i ludzkich uczuć. Nikt nigdy nie będzie w stanie tego zrozumieć.


Kolejne dnie mijały powolnym tempem. Nauczyciele zadawali coraz więcej prac domowych i sprawdzianów, cały czas powtarzając, że za rok Owutemy.
Lily na każdej przerwie wypatrywała Severusa, jednak nigdy nie mogła go dostrzec w tłumie uczniów, a kiedy już go zauważyła, on nie widział jej, pogrążony w rozmowie z przyjaciółmi.
Ciągle chciała go przeprosić za swoje słowa, choć w głębi duszy, wiedziała, że postąpiła słusznie, pomimo że straciła przyjaciela.
Dzisiaj miał być jeden z tych najgorszych dni, szóstoklasiści pisali dzisiaj dwa testy z Historii Magii i Zielarstwa, były to dwa najmniej lubiane przez Lily przedmioty, więc siedząc na śniadaniu ogromnie się stresowała. Nie zwracała najmniejszej uwagi na Dorcas, która od piętnastu minut mówiła jej o sobotnim wypadzie do Hogsmeade, tłumacząc jakie sklepy muszą odwiedzić.
 - Dor, ale jesteś świadoma, że Lily do Hogsmeade idzie ze mną? - zagadnął James, słysząc wywody czarnej. 
 - Tak, dobre sobie. Lily z tobą? Jeszcze mi powiedz, że to randka - zakpiła.
 - Dlaczego wszyscy mnie pocieszali jak się nie zgadzała, a teraz nikt nie wieży że się zgodziła? - Rogacz założył rękę na rękę pokazując że jest obrażony.
Wszyscy się zaśmiali.
 - Pewnie dlatego, że Lily nigdy by się z tobą nie umówiła - odparła Dorcas.
 - Nie wiem czy zauważyliście, ale ja tu jestem – wtrąciła się Lily, która od dłuższego czasu przysłuchiwała się tej rozmowie. 
 - Ha! Więc teraz możesz mu powiedzieć, by sobie poszedł, bo idziesz ze mną na zakupy - Krzyknęła triumfalnie Panna Meadowes. 
 - Przykro mi Dor – westchnęła lekko zmieszana Lily, patrząc to na przyjaciółkę to na Pottera. – Zgodziłam się iść z Jamesem.
Dorcas spojrzała się na nią ze zdziwieniem, w szoku nawet otworzyły się jej usta, więc teraz wyglądała dość komicznie.
James zaś tryumfalnie się uśmiechnął i wypiął dumnie pierś, co wywołało śmiech u kilku uczniów.
 - Mówiłem! - krzyknął po kilku minutach. 
 - Przepraszam, szlachetny panie, że nie wierzyłem twym jakże uczciwym i szczerym słowom - rzekł Syriusz, przykładając rękę do piersi. 
 - Och wybaczam Ci mój wierny przyjacielu! 
 - Pamiętasz o dzisiejszych eliksirach? - spytała Lily, przerywając im w rozmowie. 
 - Oczywiście – odrzekł natychmiast Potter, uciszając ręką Syriusza.
Lily tylko pokiwała głową i odwróciła się w stronę dziewczyn i zajęła się powtarzaniem Historii goblinów z 1658r.
 - Co ty wyprawiasz, przecież dzisiaj mamy mecz sparingowy ze Ślizgonami w Zakazanym Lesie, zapomniałeś? - Szepnął Syriusz kiedy, upewnił się że dziewczyny nie słyszą. 
 - Oczywiście że nie. Mam plan, nie przejmuj się – odparł lekko podirytowany James. 
 - Plan? Już widzę twój błyskotliwy plan, jakbyś nie mógł tego przełożyć. 
 - Nie mogłem, ty jednak jesteś tępy, Łapo.
Syriusz popatrzył się wściekle na przyjaciela, ale nic nie powiedział.
Przez resztę poranka nikt z nich nie poruszył już tego tematu, każdy myślał już tylko o honorowym meczu z drużyną domu Węża.


Po zjedzeniu kolacji, Lily opadła na kanapę, zmęczona całym dniem. Uważała, że testy nie poszły jej tragicznie, choć zrobiła parę błędów z Historii. Z zielarstwa liczyła na bardzo mocne W, popełniła, tylko jeden błąd, choć wściekała się za to, na siebie przez cały obiad.
Minęło raptem kilka minut, kiedy wybiła godzina dwudziesta. Lily natychmiast zerwała się z kanapy i pobiegła do dormitorium, po książki do eliksirów, a następnie szybkim krokiem udała się w stronę lochów.
Nawet lubiła te lekcje z Potterem, jednak czasami był strasznie irytujący i zazwyczaj przez większą część lekcji zamiast się skupić, przyglądał się jej, co za każdym razem sprawiało że Lily nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
 - Odrobiłeś pracę domową? – zapytała, wchodząc do sali i patrząc wyczekująco na James.
 - P-p-pracę d-d-domową? J-j-jaką p-pracę? - odpowiedział patrząc się ze zdziwieniem na Rudą.
Panna Evans przyjrzała mu się dokładniej, wyglądał normalne, jednak ten głos...
 - Miałeś zrobić eliksir, nie pamiętasz? - odparła w końcu. 
 - P-p-pamiętam o-o-oczywiście – wyjął z kieszeni szaty małą fiolkę z ciemnobrązowym płynem. – P-p-proszę, Lily.
Ruda, zatrzymała wyciągniętą rękę i fiolka upadła na ziemię.
Przypomniała sobie ten głos. Na jej twarzy ukazało się ogromne zdziwienie, a w głowie jedno pytanie. „Jak on mógł to zrobić?”



New Chapter ;dd
W moich planach miał wyjść dłuższy, ale to były tylko moje plany ;c
Następny nie wiem kiedy, zapowiada mi się teraz dużo nauki, niestety ;c

Znacie może jakieś wiersze o przyjaźni, albo miłości?
Jeśli tak to podajcie tytuły i autorów.
Będę wdzięczna ;)

3 komentarze:

  1. Eiiii ja wieeem ;d znaczy domyślam się. :D to był Peter, bo się jąkał. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Początek notki był taki smutny moim zdaniem. Przyjaźń, która przeminęła, zgasła, jak zwykły płomień ognia i nikt nie próbował jej zatrzymać - pięknie to opisałaś. Co do dalszej części, to nieźle się uśmiałam. Oczywistym faktem było to, że zamiast Jamesa, na zajęciach pojawił się Peter. Ciekawe, czy Lilka się domyśli, a jeśli tak, to mam nadzieję, że Jamesowi się oberwie. Uwielbiam te ich kłótnie <3.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurcze, początek trochę smutny, ale na szczęście srodek rozdziału już mnie rozbawił. Biedny James, nikt mu nie wierzy xD. A potem oczywiście musiał odwalić Lily takie coś! Boże, czemu on zawsze pakuje się w jakieś kłopoty albo wpada na te swoje "genialne" pomysły? xD
    Hmm, no cóż - szkoda, ze rozdział krótki, ale jednak był bardzo ciekawy :). Poza tym, masz śliczny szablon ^.^

    Pozdrawiam i życzę Ci, abyś poradziła sobie z nauką ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy