Pisane przy tym
"Być
nikim, ale sobą, w świecie, który robi wszystko,
co w jego mocy, dniami i nocami,
by zrobić z ciebie przeciętniaka, oznacza
walkę w najcięższej bitwie w jakiej dane
było walczyć ludzkości i która nigdy się
nie skończy."
- Edward Estlin Cummings-
- Edward Estlin Cummings-
Lily
szła pustym korytarzem, jej kroki odbijały się głośnym echem po
ścianach. Było po północy, wiedziała że nie powinno jej tu
teraz być, a jednak szła teraz na piąte piętro, by poznać
prawdę, taką przynajmniej miała nadzieje.
Usłyszała
cichy gong, oznaczający, że wybiła pierwsza w nocy. Westchnęła,
patrząc na swoje dłonie, które trzęsły się ze strachu. Wzięła
głęboki oddech i przeszła trzy razy wzdłuż ściany. Po chwili
ujrzała wielkie, drewniane drzwi. Nacisnęła klamkę.
Jej
oczom ukazał się przytulny pokój. W ścianie był wykuty i pięknie
zdobiony kominek, w którym palił się już dogasający ogień.
Przed kominkiem, na miękkim, łososiowym dywanie stały dwa fotele,
a pomiędzy nimi stolik z dwiema filiżankami herbaty.
Kiedy
podeszła bliżej i usiadła na jednym z foteli, spojrzała na
chłopaka zajmującego drugi. W jego oczach dostrzegła bezgraniczny
smutek i cierpienie. Nie była wstanie nic powiedzieć, przymknęła
lekko zwilżone od łez oczy, przypominając sobię dnie, które
spędziła z tym teraz obcym jej człowiekiem.
- Dlaczego?
- zapytała cicho, chcąc zagłuszyć zbyt piękne wspomnienia.
- Przepraszam
– szepnął, jakby nie dosłyszał pytania, albo nie chciał na
nie odpowiedzieć.
Zapadła
cisza. Lily ciągle czekała na choć jedno słowo wyjaśnienia, ale
było to czekanie na deszcz będąc na pustyni. Męczące i bez
rezultatów.
- Ogień
zaraz zgaśnie - powiedziała, ostrożnie dobierając słowa, by
zrozumiał. - Nasza przyjaźń, też, zgaśnie ostatecznie.
Zrozumiał.
Spojrzał jej w oczy, by móc choć przez chwilę nacieszyć się
pięknem jej zielonych tęczówek, które tak kochał.
- Nie
wiem, dlaczego to zrobiłem, dlaczego z nimi jestem, dlaczego stałem
się tym kim się stałem. Nie wiem, a niewiedza jest gorsza od tego
co zrobiłem... - zamilkł na chwilę, zastanawiając się jak
wszystko ubrać w słowa.
Lily
czekała, uważnie przyglądając się Severusowi.
- Ty
masz wiecznie łażącego za tobą Pottera, masz przyjaciół... -
zaczął powoli. – a ja? Nie mam nikogo, jestem sam w tym okropnym
świecie. Wszystko przeżywam w samotności, moje pragnienia,
odczucia, miłość.. A oni? Są jacy są, ale dali mi namiastkę
przyjaźni, teraz ja jestem im coś winien i nie mogę ich zawieść..
Wiesz, jeśli ktoś ci ufa, zrobisz wszystko by tego zaufania nie
zaprzepaścić.
- Dlatego
musisz się znęcać nad słabszymi? Gdzie się podział ten
chłopiec, który mówił że krew nie ma znaczenia. Co się stało
z tym chłopcem? Z moi przyjacielem?
Odpowiedziała
jej cisza. Severus odwrócił się w stronę płomieni, które
ostatkiem sił tańcowały w kominku. Zebrał myśli jakby chcąc coś
odpowiedzieć, już otwierał usta, kiedy ostatni płomyczek ognia
zamienił się w popiół, a pokój zakrył się ciemnością nocy.
- Nawet
nie spróbowałeś go zatrzymać – szepnęła Lily
- Kogo?
- Płomienia.
- odpowiedziała, podnosząc się z fotela i ruszając w stronę
drzwi.
Miała
wrażenie że szła przez ten pokój co najmniej rok. Próbowała
powstrzymać potok łez, który napłynął jej do oczu, ale nie była
w stanie. Będąc już przy drzwiach odwróciła się i szepnęła w
otchłań „Żegnaj Sev”. Drzwi po chwili zamknęły się z
głuchym łoskotem, a Severus otarł łzy rękawem.
Lily
oparła się o chłodną ścianę. Pozwoliła swoim łzom spływać
powoli po jej policzkach, jej szloch odbijał się cichym echem po
korytarzu. A ona? Trwała w otchłani pełnej smutku, cierpienia i
goryczy. Wiedziała, że jej przyjaciel postępuje źle, ale teraz
chciała wrócić tam i paść mu w ramiona. Powiedzieć wszystkie te
niewymówione myśli, które nigdy nie ujrzą światła dziennego.
Chciała, by wiedział jak bardzo jej na nim zależy, ze jest
niezbędnym elementem w tej układance, zwanej życiem.
Nie
wróciła. Nadal stała oparta o ścianę, łzy zamoczyły jej
bluzkę, lecz nie przestawała szlochać. Kiedy tracimy coś cennego,
musimy wypłakać to na swój sposób, jedni nie uronią żadnej łzy,
a inni cały potok, to właśnie jest paranoja życia i ludzkich
uczuć. Nikt nigdy nie będzie w stanie tego zrozumieć.
Kolejne
dnie mijały powolnym tempem. Nauczyciele zadawali coraz więcej prac
domowych i sprawdzianów, cały czas powtarzając, że za rok
Owutemy.
Lily
na każdej przerwie wypatrywała Severusa, jednak nigdy nie mogła go
dostrzec w tłumie uczniów, a kiedy już go zauważyła, on nie
widział jej, pogrążony w rozmowie z przyjaciółmi.
Ciągle
chciała go przeprosić za swoje słowa, choć w głębi duszy,
wiedziała, że postąpiła słusznie, pomimo że straciła
przyjaciela.
Dzisiaj
miał być jeden z tych najgorszych dni, szóstoklasiści pisali
dzisiaj dwa testy z Historii Magii i Zielarstwa, były to dwa
najmniej lubiane przez Lily przedmioty, więc siedząc na śniadaniu
ogromnie się stresowała. Nie zwracała najmniejszej uwagi na
Dorcas, która od piętnastu minut mówiła jej o sobotnim wypadzie
do Hogsmeade, tłumacząc jakie sklepy muszą odwiedzić.
- Dor,
ale jesteś świadoma, że Lily do Hogsmeade idzie ze mną? -
zagadnął James, słysząc wywody czarnej.
- Tak,
dobre sobie. Lily z tobą? Jeszcze mi powiedz, że to randka -
zakpiła.
- Dlaczego
wszyscy mnie pocieszali jak się nie zgadzała, a teraz nikt nie
wieży że się zgodziła? - Rogacz założył rękę na rękę
pokazując że jest obrażony.
Wszyscy
się zaśmiali.
- Pewnie
dlatego, że Lily nigdy by się z tobą nie umówiła - odparła
Dorcas.
- Nie
wiem czy zauważyliście, ale ja tu jestem – wtrąciła się Lily,
która od dłuższego czasu przysłuchiwała się tej rozmowie.
- Ha!
Więc teraz możesz mu powiedzieć, by sobie poszedł, bo idziesz ze
mną na zakupy - Krzyknęła triumfalnie Panna Meadowes.
- Przykro
mi Dor – westchnęła lekko zmieszana Lily, patrząc to na
przyjaciółkę to na Pottera. – Zgodziłam się iść z Jamesem.
Dorcas
spojrzała się na nią ze zdziwieniem, w szoku nawet otworzyły się
jej usta, więc teraz wyglądała dość komicznie.
James
zaś tryumfalnie się uśmiechnął i wypiął dumnie pierś, co
wywołało śmiech u kilku uczniów.
- Mówiłem!
- krzyknął po kilku minutach.
- Przepraszam,
szlachetny panie, że nie wierzyłem twym jakże uczciwym i szczerym
słowom - rzekł Syriusz, przykładając rękę do piersi.
- Och
wybaczam Ci mój wierny przyjacielu!
- Pamiętasz
o dzisiejszych eliksirach? - spytała Lily, przerywając im w
rozmowie.
- Oczywiście
– odrzekł natychmiast Potter, uciszając ręką Syriusza.
Lily
tylko pokiwała głową i odwróciła się w stronę dziewczyn i
zajęła się powtarzaniem Historii goblinów z 1658r.
- Co
ty wyprawiasz, przecież dzisiaj mamy mecz sparingowy ze Ślizgonami
w Zakazanym Lesie, zapomniałeś? - Szepnął Syriusz kiedy, upewnił
się że dziewczyny nie słyszą.
- Oczywiście
że nie. Mam plan, nie przejmuj się – odparł lekko podirytowany
James.
- Plan?
Już widzę twój błyskotliwy plan, jakbyś nie mógł tego
przełożyć.
- Nie
mogłem, ty jednak jesteś tępy, Łapo.
Syriusz
popatrzył się wściekle na przyjaciela, ale nic nie powiedział.
Przez
resztę poranka nikt z nich nie poruszył już tego tematu, każdy
myślał już tylko o honorowym meczu z drużyną domu Węża.
Po
zjedzeniu kolacji, Lily opadła na kanapę, zmęczona całym dniem.
Uważała, że testy nie poszły jej tragicznie, choć zrobiła parę
błędów z Historii. Z zielarstwa liczyła na bardzo mocne W,
popełniła, tylko jeden błąd, choć wściekała się za to, na
siebie przez cały obiad.
Minęło
raptem kilka minut, kiedy wybiła godzina dwudziesta. Lily
natychmiast zerwała się z kanapy i pobiegła do dormitorium, po
książki do eliksirów, a następnie szybkim krokiem udała się w
stronę lochów.
Nawet
lubiła te lekcje z Potterem, jednak czasami był strasznie irytujący
i zazwyczaj przez większą część lekcji zamiast się skupić,
przyglądał się jej, co za każdym razem sprawiało że Lily nie
mogła się powstrzymać od śmiechu.
- Odrobiłeś
pracę domową? – zapytała, wchodząc do sali i patrząc
wyczekująco na James.
- P-p-pracę
d-d-domową? J-j-jaką p-pracę? - odpowiedział patrząc się ze
zdziwieniem na Rudą.
Panna
Evans przyjrzała mu się dokładniej, wyglądał normalne, jednak
ten głos...
- Miałeś
zrobić eliksir, nie pamiętasz? - odparła w końcu.
- P-p-pamiętam
o-o-oczywiście – wyjął z kieszeni szaty małą fiolkę z
ciemnobrązowym płynem. – P-p-proszę, Lily.
Ruda,
zatrzymała wyciągniętą rękę i fiolka upadła na ziemię.
Przypomniała
sobie ten głos. Na jej twarzy ukazało się ogromne zdziwienie, a w
głowie jedno pytanie. „Jak on mógł to zrobić?”
New Chapter ;dd
W moich planach miał wyjść dłuższy,
ale to były tylko moje plany ;c
Następny nie wiem kiedy, zapowiada mi
się teraz dużo nauki, niestety ;c
Znacie może jakieś wiersze o przyjaźni, albo miłości?
Jeśli tak to podajcie tytuły i autorów.
Będę wdzięczna ;)
Eiiii ja wieeem ;d znaczy domyślam się. :D to był Peter, bo się jąkał. ^^
OdpowiedzUsuńPoczątek notki był taki smutny moim zdaniem. Przyjaźń, która przeminęła, zgasła, jak zwykły płomień ognia i nikt nie próbował jej zatrzymać - pięknie to opisałaś. Co do dalszej części, to nieźle się uśmiałam. Oczywistym faktem było to, że zamiast Jamesa, na zajęciach pojawił się Peter. Ciekawe, czy Lilka się domyśli, a jeśli tak, to mam nadzieję, że Jamesowi się oberwie. Uwielbiam te ich kłótnie <3.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
O kurcze, początek trochę smutny, ale na szczęście srodek rozdziału już mnie rozbawił. Biedny James, nikt mu nie wierzy xD. A potem oczywiście musiał odwalić Lily takie coś! Boże, czemu on zawsze pakuje się w jakieś kłopoty albo wpada na te swoje "genialne" pomysły? xD
OdpowiedzUsuńHmm, no cóż - szkoda, ze rozdział krótki, ale jednak był bardzo ciekawy :). Poza tym, masz śliczny szablon ^.^
Pozdrawiam i życzę Ci, abyś poradziła sobie z nauką ^^